Ciągłe
zmiany są nieodłącznym elementem ludzkiego życia,
albo to zaakceptujemy, albo nie, w jednym i drugim przypadku zmiany
nastąpią.... niezależnie
od naszej woli. Warto samemu mieć wpływ na te zmiany, aby były na
naszą korzyść. Zaplanowałam
zmiany w swoim życiu i potrzebowałam trochę czasu, aby dobrze
zarządzić czasem i przestrzenią wprowadzając
zmiany,
stąd ta przerwa.
To
nie blog o życiu,
wiem, ale po miesięcznej przerwie czuję wewnętrzne zobowiązanie
usprawiedliwienia absencji, jeśli
by kogokolwiek odwiedzającego
czasem blog to
jednak interesowało, dlaczego
tak nagle przestałam umieszczać posty ;).
Piekłam
oczywiście przez cały czas, trochę więcej eksperymentowałam,
doświadczeniami chętnie się
w przyszłości przy jednej czy drugiej okazji podzielę.
O
ten przepis zapytała Ania, chyba najbardziej cierpliwa kobieta jaką
znam a przy tym łudząco podobna do Marilyn Monroe :). Jako, że
torty od „Sowy” uwielbiam, na moim ślubie gościł truflowy,
którego przepis „złamałam” jakiś czas temu, tym razem padło
na tort dacquoise, do
którego przekonał się nawet największy znany
mi
antyfan bezy.
Przepis
zaczerpnęłam z bloga: „Kulinarne Szaleństwa Margarytki”, do
którego prowadzą wszelkie przepisy na tort dacquoise.
Tort
według mnie jest pyszny, bardzo, bardzo słodki, ale mimo wszystko
genialny, różnorodność struktur sprawia, że chętnie wspominam
go w myślach i wrócę do niego jeszcze zapewne nie raz. Jest dość
łatwy w wykonaniu- kolejny raz potwierdziło się, że piękno tkwi
w prostocie i niekoniecznie wygląda idealnie :). W
połączeniu z gorącą kawą jest spełnieniem moich porannych
pragnień!
![]() |
tort dacquoise |